poniedziałek, 17 listopada 2014

Zniszcz Ten Dziennik

    Weronika, powiem Ci, że zmotywowałaś mnie do pobudzenia swojej wyobraźni. Sam dziennik jakoś nie jest mi chyba za bardzo potrzebny, ale jakąś historyjkę opowiadającą zniszczenie tego cudownego przedmiotu chyba uda mi się sklecić. 






ZNISZCZ TEN DZIENNIK - HISTORIA PRAWDZIWA



     To był chłodny, listopadowy wieczór. Wiatr za oknami tańczył beztrosko z liśćmi, a gwiazdy schowały się gdzieś daleko za szarymi chmurami. Ulice były puste i gdyby nie to, że czasami można było usłyszeć szczekanie psa z oddali i kraczące z głodu wrony, każdy odwiedzający te miejsce stwierdziłby, że Vilingham zostało już dawno opuszczone przez jakiekolwiek żyjące istoty. Światło leniwie wylewało się z latarni, a w powietrzu czuć było niepokój. Pomimo tak niesprzyjającej aury, zawsze chętnie odwiedzałem swoich dziadków. Mieli oni duży dom z ogrodem, który widać było przez okno w salonie. Tam też był kominek - moje ulubione miejsce. Wieczory babcia spędzała w kuchni przyrządzając najdziwniejsze potrawy jakie tylko można sobie wyobrazić. Zresztą, ona całe życie spędza w kuchni, ale to jest właśnie to, co sprawia jej przyjemność - gotowanie. Tym bardziej, kiedy przyjeżdżają goście. Zawsze wszyscy chwalą ją za umiejętności kulinarne, chociaż ona sama twierdzi, że każdy może tak gotować. No cóż... Dziadek to typowy wariat - zawsze znajdzie coś do roboty: a to przytnie róże w ogrodzie, a to umyje samochód - zawsze coś. Babcia mówi, że jedynie kiedy my przyjeżdżamy, grzecznie siedzi w domu. Lubię spędzać czas z moim dziadkiem choćby dlatego, że zawsze mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów - on chyba też to lubi. Wszystkich historii, które mi opowiedział, nie jestem w stanie zliczyć. Tego wieczoru usiedliśmy oboje ze szklanką whiskey w dłoniach na bujanych fotelach w salonie. Drewno w kominku toczyło zaciętą, chociaż nierówną walkę z ogniem. 

     Dawno, dawno temu, kiedy byłem mniej-więcej w twoim wieku - zaczął dziadek - pojechaliśmy ze znajomymi na weekend do Paryża. Nikt z nas nie miał skończonych 25 lat, chociaż niektóry wyglądali na panów w średnim wieku - zaśmiał się. Pamiętam do dzisiaj wzrok Twojej babci, kiedy pierwszy raz nocą ujrzała wieżę Eiffla. Miała ten sam blask w oczach, kiedy chwalicie jej dania - znowu zażartował. W sumie było nas pięć osób i jedynym problemem było to, że nie mieliśmy gdzie spać. Pierwszą noc spędziliśmy pod gołym niebem, ale dziewczyny powiedziały, że to był pierwszy i ostatni raz. Drugiego dnia zaczęliśmy szukać jakiegoś niedrogiego hotelu, co wierz mi, nie jest takie proste tym bardziej, kiedy w portfelu jest tak pusto, że echo odpowiada same sobie. Na jednej z ulic obleganych przez turystów stał starszy pan z tabliczką "Hébergement pas cher" (tani nocleg). Podeszliśmy do niego bez wahania. Nikt z nas nie spodziewał się, że tak właśnie zaczyna się największa przygoda, jaką kiedykolwiek, ktokolwiek mógłby przeżyć. 

     Starszy Francuz był bardzo miłym człowiekiem i postanowił dać nam nocleg za darmo pod warunkiem, że kiedy będziemy wyjeżdżać, coś od niego zabierzemy. W Paryżu spędziliśmy dwa cudowne dni - zwiedziliśmy wszystkie możliwe atrakcje, a jak się pomyślało to i jeszcze można było na tym zarobić - mój dziadek brzmiał tak, jakby ktoś nagrał audiobook-a. Mówił bez zacięcia, akcentował te wyrazy, które powinien, a cała historia wciągnęła mnie zanim jeszcze zaczęła się na dobre. Ostatniego dnia wstaliśmy wcześnie rano - kontynuował - gospodarz dał nam jeszcze prowiant na drogę i... mały, niepozorny dziennik. Zapytany dlaczego nam go oddaje, wzruszył tylko ramionami stwierdzając, że po prostu chce się go pozbyć, a nie chce go wyrzucać. Kiedy spojrzałem na niego, gdy już odchodziliśmy, miałem nieodparte wrażenie, że mu ulżyło. Czekała nas długa droga. Pociąg jechał bardzo powoli i w dodatku zatrzymywał się na każdej stacji, która była po drodze. Wszyscy poszli spać, a ja mimo tego, że byłem zmęczony, nie mogłem zasnąć. Postanowiłem, że przyjrzę się dokładniej dziennikowi, który dostaliśmy od tego starszego pana - w jakiś sposób musiałem zabić nudę. 

      Notes był pusty. Przejrzałem każdą stronę po kolei i nie znalazłem choćby kleksa zrobionego z atramentu oprócz numeracji - kartki były śnieżnobiałe. Jedynym wyjątkiem była pierwsza z nich, na której widniało jedno zdanie napisane dziwnym, czerwonym kolorem. Brzmiało ono: ZNISZCZ MNIE. 

      - Zniszcz mnie? - zapytałem nie dowierzając.
     - Dokładnie tak - odparł cichym głosem - to nie był zwykły dziennik. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, ale postanowiłem wyrwać tę kartkę. Zrobiłem to, wyrzuciłem ją do kosza, który wisiał na ścianie, a dziennik schowałem z powrotem do plecaka. Zasnąłem.

      Obudziła mnie Twoja babcia, kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce. Wróciliśmy do domu, Drugiego dnia rozpakowywaliśmy rzeczy. Babcia wzięła dziennik do ręki i zaczęła mu się przyglądać,

      - Zniszcz mnie - tylko to? - zapytała.

      Wzdrygnąłem się. Przecież kartkę z tym napisem wyrzuciłem do śmietnika w pociągu. Zabrałem jej dziennik. Na pierwszej stronie widniał ten sam napis, który ujrzałem pierwszy raz. Zamarłem. Przez chwilę pomyślałem, że może to jest sen, a my wciąż jesteśmy w drodze do domu. W tym momencie zrozumiałem dlaczego ten miły człowiek podarował nam taki prezent. Coś musiało być z tym notesem nie tak. Zacząłem szukać informacji na temat ksiąg, które podobno miały magiczną moc. Wydawało mi się to absurdalne, ale coś kierowało mną właśnie w tym kierunku. Po kilku godzinach spędzonych w bibliotece udało mi się znaleźć coś, co idealnie pasowało do naszej zdobyczy.

     2500 lat p.n.e. na terenie byłej Francji żyło plemię zwane "Olololo, bolololo". Charakteryzowało się tym, że jego społeczność do perfekcji opanowała sztukę posługiwania się przeróżnymi rodzajami magii. Ci ludzie byli pierwszymi, którzy zaczęli posługiwać się pismem i spisywać swoje dokonania - tak przekazywali wiedzę z pokolenia na pokolenie. Jako pierwsi stworzyli również swoje własne prawo, które obowiązywało członków plemienia. Najgorszą karą dla skazanego było wygnanie. Niemniej, taki delikwent miał też możliwość powrotu. Aby móc na nowo stać się członkiem plemienia, musiał on jednak wykonać bardzo trudne zadanie. 

     - Jakie? - zapytałem z zaciekawieniem.

      Każdy wygnaniec dostawał magiczny dziennik, który musiał zniszczyć. Problem polegał jednak na tym, że nie dało się zrobić tego "ot tak". Skazany otrzymywał instrukcję zniszczenia tego przedmiotu krok po kroku - nie dało się pominąć żadnego z punktów, ponieważ był to jedyny sposób na zniszczenie dziennika. Magia jaką posługiwali się kapłani Olololo, bolololo była tak potężna, że nikt nie był w stanie się jej przeciwstawić. W naszych czasach powiedzielibyśmy, że kodowali dziennik tak, że działał on tylko według konkretnego schematu - jeśli coś zostało pominięte, nie dało się osiągnąć pożądanego efektu, czyli jego zniszczenia. Dziennik poddawał się jedynie wtedy, kiedy zadania wykonywane były po kolei. Taka forma kary dla wygnańca miała pobudzić w nim kreatywne myślenie, co - jak wierzyli tubylcy - sprawiało, że człowiek się zmieniał i miał (z założenia) nie popełniać już więcej tych samych zbrodni. Jeśli nie wykonał zadania, przeważnie ginął z niewyjaśnionych przyczyn. Udało mi się dowiedzieć, że zachowały się dwa egzemplarze tych niezwykłych przedmiotów: jeden leżał zamknięty w brazylijskim muzeum a drugi... krążył gdzieś po świecie. Na szczęście książki do których udało mi się dotrzeć, opisywały po kolei co trzeba zrobić, aby dziennik zniszczyć i w większości kolejność zadań pokrywała się pomimo tego, że książki były różnych autorów i wydawane były w różnym czasie. 

     Zadania były różne, bo np. od spalenia jednej ze stron po dziurawienie jej tępym narzędziem. Dziennik trzeba było m.in. zamrozić, zdeptać, zalać wodą... A wszystko to po to , by przeżyć. Najgorsze i najcięższe było ostatnie zadanie - trzeba było wymyślić sposób na sprawienie mu bólu, ale taki, który nie został wymieniony w poprzednich zadaniach. 

      - Udało Ci się?
      - Jak widać tak, skoro właśnie siedzimy tu razem - zaśmiał się dziadek.
      - Więc?

      Wiedziałem, że muszę wejść na wyżyny swojej kreatywności. Wciągnąłem się w tą chorą grę i chciałem zakończyć ją w sumie tylko po to, aby znowu przez chwilę być z siebie dumny. Długo zastanawiałem się nad tym, jak dokonać destrukcji tego magicznego przedmiotu. W końcu wymyśliłem coś, co wydawało mi się naprawdę mocnym uderzeniem na koniec. Przy krawędzi okładki wywierciłem dziurę na wylot. Następnie na dziennik zapiąłem maleńką kłódkę tak, by nie można było go otworzyć. Następnie udałem się na zlot psycho-fanek Justina Biebera. Stanąłem pomiędzy pięciotysięcznym tłumem napalonych, wzdychających niewiast i krzyknąłem: TO JEST DZIENNIK, W KTÓRYM ZNAJDUJĄ SIĘ PRYWATNE, NAGIE ZDJĘCIA JUSTINA. No i rzuciłem dziennik w tłum - reszta podziała się sama...



     No i to byłoby na tyle. Właśnie taki sposób na zniszczenie dziennika przyszedł mi o 02:31 w nocy. Zapraszam do zaglądania na bloga BABA ZA KLAWIATURĄ ;)


4 komentarze:

  1. Patryk to jest fantastyczne!
    Cieszę się, że mogłam Cię natchnąć ;) i dziękuję za polecenie mojego bloga :)
    Masz prawdziwy dar do pisania, nigdy tego nie porzucaj. Poczułam się tak, jakbym siedziała przy tym kominku i widziała na własne oczy tego dziadka ze szklaneczką whiskey w ręku ;)
    Powalił mnie na kolana kontrast między klimatem opowiadania a pointą :D no i najlepsze: plemię zwane "Olololo, bolololo". HAHAHAH :D
    Pozdrawiam,
    Baba ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 34 year old Software Consultant Annadiane Cater, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like Colonel Redl (Oberst Redl) and Computer programming. Took a trip to Ilulissat Icefjord and drives a Ferrari 512S. zobacz strone www

    OdpowiedzUsuń
  3. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń