niedziela, 20 grudnia 2015

Posprzątajmy...



Ludzie dzielą się na dwa typy: tych, którzy pesymistycznie widzą swoją przyszłość oraz tych, którzy są optymistami. Każdy zastanawia się nad tym, co będzie, wymyślając w swojej głowie coraz to nowsze scenariusze. Ja chyba należę do tej drugiej grupy. Moi przyjaciele mówią mi, że jestem optymistą i chyba coś w tym jest. Podobno potrafię w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji znaleźć coś pozytywnego. Nie wiem z czego to wynika tym bardziej, że jeszcze jakiś czas temu snułem plany o tym, jak dzień po skończeniu trzydziestych urodzin popełniam samobójstwo. Do głowy przychodziły mi różne pomysły takie jak skoczyć z Burj Khalifa czy nie otworzyć spadochronu. To zabawne i na swój sposób przerażające. Chyba zbyt wiele razy traciłem w swoim życiu ludzi, na których mi zależało. 

Z biegiem czasu wydoroślałem, choć może to być błędna teoria. Mój sposób myślenia zaczął stopniowo się zmieniać. Nauczyłem się znajdywać plusy nawet w tych miejscach, gdzie były dobrze ukryte. Przestałem rozmyślać o rzeczach, które nie powinny skupiać mojej uwagi, a wcześniej to robiły. Zacząłem cieszyć się tym, co mam, a nie płakać nad tym, czego mi brakuje. Zaakceptowałem to, że istnieją rzeczy, które są nieodłączną częścią życia każdego z nas jak np. to, że jednego dnia ktoś jest obok Ciebie, a następnego to tylko wspomnienie. Niemniej, te wspomnienia są ważne. Czy wszystkie? Podobno nasz mózg zapamiętuje te informacje, które jego zdaniem są dla nas istotne. Dlatego uważam, że tak - wszystkie. Nie ma znaczenia, czy to są dobre wspomnienia czy złe...

Mam tendencję do wspominania, ale o tym kiedyś pisałem i nie jest to nic nowego. Zawsze tak było, a przecież z pewnych rzeczy nigdy się nie wyrasta. Pocieszającym jest fakt, że znam wiele osób, które robią to notorycznie tak jak ja. Nie jestem jedyny, uff. Zdecydowanie gorszą kwestią jest to, że ludzie (w tym ja) mają dziwną potrzebę zastanawiania się "co by było, gdybym..." - dlaczego? Przecież to nic nie zmieni. Nie da się cofnąć czasu, więc po co zastanawiać się nad tym jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy podjęli inne decyzje? Ja wiem dlaczego tak się dzieje w moim przypadku i jak sądzę, nie będę w tym odosobniony. Warto zwrócić tutaj uwagę na rzecz oczywistą, którą część osób mogłaby przeoczyć. Takie rozmyślania pojawiają się tylko tam, gdzie wkradł się nam błąd. Czasami to drobna literówka, czasami analfabetyzm. Zawsze jednak jest błąd, bo tylko wtedy mamy powody do zastanawiania się, co by było gdyby... 






Ja perfekcyjnie potrafię wyobrazić sobie moje życie w momencie, kiedy dokonałbym innego wyboru. Kiedy czasami spędzam tak noce, uświadamiam sobie jak wiele razy w swoim życiu się myliłem. Jak wiele beznadziejnych decyzji podjąłem i jak bardzo wpłynęły one na moje obecne położenie. Mimo to już mi to nie przeszkadza. Ludzie to istoty myślące, a natury nie da się oszukać. Myślimy o przeszłości i przyszłości. Myślimy o pogodzie, nowym odcinku serialu, swojej żonie i kochance, o przystojnym trenerze na siłowni. Myślisz o tym jak spędzisz jutrzejszy dzień, jak uda się rodzinny wyjazd, jak mocno zniszczysz się na melanżu, jak to byłoby puknąć tą fajną sąsiadkę, jak zrobić budyń i jak nie spierdolić sobie życia. Ciągle o czymś myślisz, a ja w tej kwestii nie różnię się od Ciebie. Robimy to instynktownie, tak jak oddychamy. 









Dla mnie nie ma trudnych tematów. Nauczyłem się rozmawiać z ludźmi jeszcze zanim to było modne i zanim ludzie zrozumieli, że bez tego nie można niczego zbudować. Niestety są takie rozmowy, które z zasady są ciężkie. Na długo przed nimi układamy w głowie ich plan, a później i tak gówno z tego wychodzi. Później zwyczajnie zapominamy, co chcieliśmy powiedzieć, dukając jakieś nieskładne zdania lub po prostu milczymy. To zabawane jak obecność drugiego człowieka może nas paraliżować. Choć może źle to ująłem, bo o ile sama obecność może być ukojeniem, tak chyba strach przed reakcją tej osoby na nasze słowa ma taką moc, że odbiera nam mowę. Problem w tym, że cisza to najmocniejszy wróg relacji między dwojgiem ludzi. Nie ma nic gorszego niż milczenie, czyż nie? Nawet słowa, które bolą, powodują mniejsze straty niż te, które niesie za sobą cisza. To nie ta, którą kochamy siedząc z kubkiem gorącej herbaty, czytając ulubioną książkę. To ta, która burzy fundamenty i odgradza ludzi murem, który tak bardzo ciężko jest potem zniszczyć. A przecież wystarczy szczypta odwagi i odrobina chęci, by temu zapobiec. Bardzo dawno temu ja też zaliczałem się grona osób, którym rozmowy na poważne tematy przychodziły z trudem. Bałem się wyrazić swoje zdanie, opisać swoje uczucia i przedstawić swoje oczekiwania. Kiedy doszedłem do wniosku, jak wiele przez to straciłem, zacząłem podchodzić do tego w inny sposób. Dziś wolę pożegnać kogoś z powodu swoich słów, niż z powodu ciszy. Wtedy przynajmniej nie ma niedopowiedzeń, miejsca na zastanawianie się i nikomu nie można zarzucić braku zaangażowania...