piątek, 26 grudnia 2014

Słowa, które leczą...

     Jak mijają Wam święta? Mam nadzieję, że w spokoju delektujecie się potrawami na Waszych stołach i że po tej labie spotkamy się w jeszcze lepszych nastrojach. ;)
     Ja natomiast chciałbym pokazać Wam coś nowego, coś czego jeszcze tutaj nie było. Dam Wam do przeczytania fragmenty mojej wczorajszej rozmowy z Olą - moją serdeczną koleżanką. W tym miejscu ślę pozdrowienia ;) - na początku myślałem, że udostępnię tu całą rozmowę, ale po większym namyśle doszedłem do wniosku, że zdecydowanie lepiej będzie poczęstować Was najważniejszymi urywkami tej konwersacji. Zapraszam do lektury! ;)




Fajne zdjęcie, nie? To jest właśnie Ola, gdyby ktoś nie wiedział.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Patryk: Czyli to nie było trudne pytanie?

Ola: Dla mnie nie ma trudnych pytań.

P: Bo jesteś inteligentną osobą.

O: Pytania są tylko interesujące albo mniej interesujące. Te zaliczam do kategorii pierwszej. A Ty co uważasz? Albo inaczej, co sprawiło, że zadałeś mi te pytanie?

P: Starasz się wartościować pytania, bo uważasz, że nie ma głupich pytań? Zadałem Ci te pytanie, bo wiedziałem, że wzbudzi w Tobie jakieś emocje - może pozytywne, może negatywne - tego byłem pewny. Natomiast wiedziałem, że będziesz szczera i inteligentnie na nie odpowiesz - prowokujesz kogoś, uderzając w jego, powiedzmy, czuły punkt. W ten sposób rodzi się fajna dyskusja. Nie uważasz?

O: Uważam.

P: I jak śmiem się domyślać, Ciebie też to w jakimś stopniu jara - czyli prosta potrzeba egzystowania z ludźmi na swoim poziomie.

O: Lubię dyskutować z ludźmi na poziomie.
     Właśnie napisałam to, co Ty. Przypadek?

P: Perfekcyjnie. Nie, to prosta zasada, którą wynalazł jakiś tam francuski psycholog. Ludzie mają psychologiczną potrzebę przebywania z kimś na swoim poziomie, aby móc się rozwijać. Żadna istota żyjąca na Ziemi nie posiada takiej umiejętności uczenia się.

O: Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, z którymi mogę podyskutować na tematy niecodzienne, może nawet trudne. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


O: Ja myślę, że niestety w dzisiejszych czasach inteligencja nie jest w modzie. Gdyby tak było może więcej ludzi czytałoby książki albo chociaż zastanawiałoby się nad życiem i decyzjami. Jeżeli dzisiaj ktoś ma wartości to już jest dobrze.

P: To zależy od tego jakimi kierujesz się wartościami. Z drugiej strony: żyłaś kiedyś na totalnym flow?

O: Nie. Moim problemem (a raczej zaletą dla mnie) jest to, że mam zasady.

P: Czyli jesteś w 9% ludzi, którzy tak żyją. 

O: Moje zasady nie są po to, żeby je łamać. Ja w ogóle uważam, że zasady nie są po to, żeby je łamać. Chociaż oczywiście nie należy się zgadzać nawet z takimi, które są kretyńskie.

P: No, ale to samo w sobie jest łamaniem zasad. To trochę śmieszne - takie błędne koło.

O: Kiedyś pisałam esej na ćwiczenia ze wstępu do prawoznawstwa i zastanawiałam się jakie ludzie prezentują postawy wobec prawa - czy konformistyczną, oportunistyczną, czy legalizmu.

P: I jaki był wniosek?

O: Legalizm polega na tym, że właśnie przestrzegasz prawa jako, że jest ono stanowione. Należy go przestrzegać z uwagi na sam fakt, że zostało ono ustanowione przed ustawodawcę, ale to nie znaczy, że trzeba ślepo go przestrzegać. Zawsze zdarza się tak, że ustawodawca (choć teoretycznie jest nieomylny), może się jednak pomylić.

P: Okey, ale co masz na myśli mówiąc "ślepo"?

O: Jako, że nie jest tworem idealnym, a prawo tworzą ludzie wniosek jest taki, że do każdego przestrzegania prawa czegokolwiek potrzebne jest myślenie, rozsądek i wiedza, Przecież jeśli prawo nakazywałoby Ci zabijać to i tak byś tego nie robił. Chociaż prawo pozwalałoby Ci na to, nie przestrzegałbyś tej zasady.

P: Chodzi Ci o rodzaj rachunku sumienia? Wiesz, ale ja mogę mieć swoje zasady i swoich zasad nie łamać. 

O: Mój wniosek jest obłędnie prosty - do każdego przestrzegania zasad potrzebny jest zdrowy rozsądek. 

P: Ale jeśli ja mam swoje zasady, które są przeciwne panującemu prawu, zawsze sytuacja jest taka samo: któreś prawo łamię bez względu na to, jakiego wyboru dokonam.

O: Problem polega na stosowaniu prawa. Sądy w większości przypadków zapominają o możliwości stosowania środków, które mają w swojej gestii, a po prostu z nich nie korzystają. Później ludzie mają przekonanie, że nasze prawo jest beznadziejne, bo nie umieją go stosować profesjonaliści.

P: To dość odważny zarzut.

O: To jest fakt - o tym mówią profesorowie, doktorzy prawa. To wynika z tego, że nie każdy sędzia jest dobrym teoretykiem i nie potrafi dostosować przepisów do stanu faktycznego, w dodatku przepisów, które powinien znać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


     Po zakończeniu tej rozmowy doszedłem do wniosku, że fajnie jest podyskutować z kimś, kto ma szersze spojrzenie na świat niż ty, na tematy niecodzienne, jak to powiedziała Ola - trochę trudne. Można wtedy poruszyć takie dzieciny życia, które niekoniecznie na co dzień są nam bliskie. Mnie takie sytuacje rozwijają i czuję wtedy, że się w pewnym sensie spełniam. Jeśli nigdy nie próbowaliście takiej formy spędzania czasu to polecam ;)



niedziela, 14 grudnia 2014

Ja wcale...

     To właśnie Ty masz te oczy, w których mógłbym zatracać się nieustannie. Masz te usta, które mogą być odskocznią od rzeczywistości. Masz szyję, po której mógłbym błądzić, gubić się i znów znajdywać właściwą drogę. Ty masz to wszystko, co ja chciałbym mieć na własność. Chciałbym zamknąć Cię w jednym tekście. Mieć Cię schowaną gdzieś pomiędzy kilkoma niechlujnie złożonymi wersami tak, żebym mógł do Ciebie wracać zawsze wtedy, kiedy najdzie mnie na to ochota. Po prostu, tak zwyczajnie...




     Doskonale wiesz, że zabijasz mnie, kiedy Cię nie ma. Sprawiasz wtedy, że jestem inny - taki, jaki być wcale nie chcę. Wiesz to i nie robisz z tym zupełnie nic. Zachowujesz się tak, jakby Cię to bawiło i jakby była to najlepsza z możliwych rozrywek. Budzisz we mnie złego człowieka, który nie potrafi zapanować nas sobą, swoimi myślami, swoimi gestami, słowami, uczuciami, który nie potrafi zapanować nad tym, co zawsze trzyma w ryzach. Wybuchasz, trącasz mnie, robisz ze mną dokładnie to, na co masz ochotę. A ja? A ja nie potrafię się przed tym bronić. Nie potrafię powiedzieć "stop" i zrobić kroku w przód. Po prostu nie potrafię, bo jestem zbyt słaby na te wszystkie gierki. Ja już dawno zabiłem w sobie tego małego chłopca, którego jarała taka zabawa. Nie jestem już tym gościem, który potrafił tańczyć na pięciolinii słów w rytm Twojego paraliżującego spojrzenia. W pewnym momencie dojrzałem do tego, żeby mieć to wszystko pod kontrolą i właśnie wtedy Ty pokazałaś mi jak bardzo się mylę. 




     Ty wcale nie jesteś taka zła jak mówią o Tobie wszyscy Ci, których zraniłaś. Ty jesteś po prostu aniołem, który zapomniał jak to jest latać. Jesteś gwiazdą, która zapomniała jak to jest świecić i jesteś człowiekiem, który zapomniał jak to jest nim być. Wiesz co? Chodź ze mną, ja pokażę Ci świat, który może przypadnie Ci do gustu. Pójdziemy na spacer. Będziemy rozmawiać o tym, jak to jest świetnie ranić i zabijać w ludziach ostatnie pierwiastki miłości. Będziemy śmiać się z tych, którym złamaliśmy serca i ostrzegać tych, na których przyjdzie jeszcze pora. Napijemy się wódki, zapalimy blanta i wyrzucimy z siebie wszystko, co nas ogranicza. Będzie tak pięknie, że obudzimy się obok siebie przykryci jedną kołdrą, a później cały dzień nie będziemy ze sobą rozmawiać, bo będzie nam głupio. Będziemy w myślach zastanawiać się jak to się stało i czy tak naprawdę tego żałujemy. Pojedziemy gdzieś przed siebie zupełnie nie znając drogi...




     Chciałbym Cię zamknąć w tekście. Jednym, pierdolonym, krótkim tekście. Jesteś jedyną osobą, której nie potrafię opisać i zdefiniować. A tak bardzo bym chciał, wiesz? 

    Widzisz, Gwiazdko? Dzisiaj znów masz mnie na własność i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. ;)

wtorek, 9 grudnia 2014

Podziemia Marzeń

     [...] Nienawidziłem tego miejsca, bo tu zawsze alkohol lał się litrami, dragi zabijały w ludziach ostatnie pierwiastki człowieczeństwa, a w powietrzu papierosowy dym mieszał się z zapachem spermy nadętych dupków, którzy uważali się za największe ryby w mieście. Mimo tego bywaliśmy tu średnio trzy razy w tygodniu i to tylko z powodu ślicznej barmanki, która wcale nie grzeszyła inteligencją. No, ale faceci tacy są, w końcu jesteśmy wzrokowcami. Tej nocy nie czułem się dobrze. Coś nie dawało mi spokoju i nawet na chwilę nie potrafiłem się skupić. Siedzieliśmy przy barze i powoli sączyliśmy piwo rozmawiając o rzeczach, których nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Miałem wrażenie, że gdzieś się zgubiłem, straciłem kontrolę nad swoim życiem i teraz nie potrafię go okiełznać. Przecież to nie tak miało wyglądać. Kiedy byłem nastolatkiem wyobrażałem sobie jak siedzę na swoim jachcie, który dryfuje po Karaibach, a ja popijam drinki z palemkami jednocześnie wciągając koks z cycków najpiękniejszych kobiet świata. I co? Dzisiaj jestem gościem, który codziennie spóźnia się do pracy, je mrożonki na obiad, bawi się w najgorszej knajpie w mieście i za cholerę nie potrafi znaleźć sposobu, żeby to zmienić. Kiedy wróciłem do domu, słońce leniwie wybudzało ze snu spokojne miasto, które za chwilę miało znów tętnić życiem. Zrobiłem sobie kawę z mlekiem, wyszedłem na balkon i odpaliłem papierosa. Lubiłem patrzeć z góry jak ludzie w pośpiechu wyprowadzają psy na spacer, żeby zdążyć odwieść dzieciaki do szkoły. Lubiłem patrzeć jak promienie słoneczne walczą z całych sił, aby otulić betonowy organizm i tchnąć w niego tyle energii, by mógł przeżyć kolejny dzień. Lubiłem patrzeć jak kierowcy wymachują rękoma stojąc w korku, a pod nosem rzucają wiązanki niecenzuralnych słów. Lubiłem patrzeć na studentki, które pospiesznym krokiem szły w stronę pobliskiej uczelni. Lubiłem patrzeć jak parkingowy każdego ranka czytał gazetę. Dzisiaj też lubię patrzeć i to chyba jedna z niewielu rzeczy, która nie zmieniła się we mnie od tamtego czasu. Skończyłem palić papierosa i wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten dzień przewróci moje życie do góry nogami, o czym przecież tak marzyłem tej nocy.




Mimo tego, że nie zmrużyłem oka, nie czułem zmęczenia. Wziąłem zimny prysznic, ubrałem na siebie moją ulubioną koszulę w kratę, dżinsy, brudne trampki i wyszedłem na spacer. W słuchawkach grała ukochana playlista, a ja stawiając kroki w rytm muzyki przemierzałem ulice miasta, którego tak nienawidziłem. Minąłem osiedlowy monopol, piekarnię, supermarket w którym nigdy nie byłem i uczelnię. Odłączyłem się. Przez ten czas byłem zupełnie w innym świecie i kompletnie nie zwracałem uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość. Płynąłem gdzieś pomiędzy wersami piosenek a skrajnym ogłupieniem. Uśmiechałem się tylko do ludzi, których mijałem na ulicy – to jedna interakcja ze światem jaka miała miejsce. Niektórzy odwzajemniali uśmiech, inni nie zwracali zupełnie na to uwagi, a jeszcze inni patrzyli na mnie jak na gościa, który jest najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, bo właśnie skończył odsiadkę w psychiatryku. To zabawne, że jeden gest może wywołać tyle skrajnych emocji. Zawsze zastanawiałem się dlaczego ludzie tak różnią się od siebie, dlaczego nasze ścieżki zawsze prowadzą w innym kierunku i dlaczego zawsze byłem tym, który nie potrafił znaleźć swojego miejsca we wszechświecie na dłuższą chwilę. Usiadłem na ławce w parku i odpaliłem papierosa. Dym  rozrywał moje gardło prześlizgując się do płuc niczym jadowity wąż. Czułem się jak bóg, jak stwórca tego chorego świata. W tym momencie to było moje miejsce we wszechświecie mimo tego, że ta ławka miała nim być tylko przez dziesięć minut. Nagle coś strzeliło we mnie jak piorun kończąc ten cudowny trans. Moje serce doznało takiego szoku, że zapomniało jakie jest jego zadanie, a moje ciało stało się bezużyteczną kupą mięsa. Zamarłem. To był ułamek sekundy, który moją dotychczasową osobowość rozerwał na drobne strzępy, a później wyrzucił je do śmietnika stojącego obok ławki, na której siedziałem. W mojej głowie myśli pojawiały się tak szybko, że nie nadążałem analizować tego, co mój mózg miał mi do przekazania. Właśnie przeżyłem mini zwał, atak migreny i epilepsji na raz. To taki rodzaj szaleństwa nad którym nie można zapanować i wcale nie chce się tego robić. Właśnie w takich momentach czujesz, że żyjesz i że masz się całkiem nieźle. To właśnie teraz jesteś tym, który mógłby zdobyć Mount Everest w ciągu jednej minuty, okrążyć świat w ciągu jednej godziny i odwiedzić obcą cywilizację w ciągu jednego dnia. Właśnie w takich chwilach czujesz się tak, że nie czujesz praktycznie nic prócz ciekawości. Czystej, zdrowej ciekawości. Właśnie teraz mógłbym umrzeć i wcale bym tego nawet nie zauważył. Byłem teraz w takim stanie, że zapomniałem jak się oddycha i niekoniecznie mi to przeszkadzało. Stało się i teraz nie było już odwrotu. Nie mogłem tak po prostu wstać i wrócić do domu. Nie mogłem i nie chciałem. W takich chwilach doskonale zdajesz sobie sprawę, że Twoje życie już nigdy nie będzie takie samo jak trzydzieści sekund temu. Wiesz, że coś się zmieniło i wiesz, że to właśnie teraz rozpoczyna się największe wyzwanie jakiemu kiedykolwiek będziesz mógł stawić czoło. Wzdrygasz się, bo nie jesteś już sobą. Dreszcze urządzają sobie krwawą rzeź na twoim ciele, a ty po prostu patrzysz jak z każdą upływającą sekundą twoje dotychczasowe „ja” umiera męczeńską śmiercią. Patrzysz i uśmiechasz się tak szeroko, że zaczyna boleć cię szczęka. Właśnie w tym momencie jesteś najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie.




- Kurwa! – krzyknąłem z całej siły uważając, że to jedyny sposób, aby wrócić do świata żywych. Nie do końca wiedziałem co się ze mną stało. To było coś nowego, coś niezwykłego i coś, co mógłbym przeżywać każdego dnia za każdym razem czując to coraz intensywniej. Podniosłem wzrok, żeby upewnić się, że to co przed chwilą miało miejsce nie było tylko chorymi urojeniami, które wykreował mój egoistyczny mózg. Tak, on jest egoistą i to w dodatku egoistą-skurwielem. On zawsze znajdzie sposób, żeby zrobić coś głupiego i zawsze jest to najmniej odpowiedni do tego moment. Tym razem to nie był mój wymysł, a rzeczywistość. Potrzebowałem jeszcze chwili, żeby się ogarnąć i dojść do siebie po tym co przed chwilą się wydarzyło. Odpaliłem kolejnego papierosa patrząc cały czas wprost przed siebie upewniając się, że to nie jest sen. Nie chciałem znowu budzić się klnąc w niebo głosy, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Po dłuższej chwili udało mi się doprowadzić moją umiejętność logicznego myślenia do stanu używalności [...]

piątek, 5 grudnia 2014

Efekt Motyla...

     To nie będzie długi blog, więc zapraszam do lektury. ;)
   
     Pewnie wielu z Was nie wie, że filmy oglądam dość rzadko i raczej tylko wtedy, kiedy coś naprawdę mnie zaciekawi albo po prostu wpadnie ktoś znajomy i zwyczajnie nie ma co robić. Wczoraj było podobnie - wpadła do mnie koleżanka, trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się i postanowiliśmy, że obejrzymy film - padło na Efekt Motyla. Może to śmieszne, ale nigdy go nie oglądałem i ufając znajomej zgodziłem się, żebyśmy właśnie ten film obejrzeli. Jednym słowem: majstersztyk.





      Już po pierwszych minutach doszedłem do wniosku, że to nie będą zmarnowane dwie godziny. Od samego początku produkcja trzyma w napięciu i wywołuje pewien rodzaj strachu pomimo tego, że jest to film psychologiczny. Efekt Motyla swoją premierę miał w 2004 roku, ale nie dało się tego odczuć. Zastrzeliła mnie przede wszystkim wizja, sam pomysł na scenariusz no i cholernie dobrze zagrane role. Dzieciaki jak i dorośli wywiązali się z tego zadania znakomicie. 



     Przede wszystkim chylę nisko głowę przed tym, co ze swoją rolą zrobiła Amy Smart. Wbrew pozorom, moim zdaniem, to ona zagrała główną rolę w tym filmie. Z mojej strony wielki szacunek dla niej za to, że za każdym razem kiedy jej postać przechodziła metamorfozę, ona idealnie wpasowywała się w rolę. Nie oglądałem żadnego innego filmu w którym grała, ale za Efekt Motyla już ją lubię. Scenariusz na pewno nie był łatwy do zagrania dla żadnego z aktorów, ale to chyba postać Kayleigh przechodziła za każdym razem największą przemianę w każdej kolejnej scenie - majstersztyk.





     Nie chcę spojlerować tym, którzy tego filmu nie oglądali (zresztą, pewnie większość z Was widziała go kilka razy), ale nie mogę powstrzymać się, aby nie odnieść się do jednej ze scen, która szczególnie przykuła moją uwagę. Chodzi mi o moment w którym główny bohater (z założenia) - Evan - uświadamia sobie, jakie zdolności posiada i czym dokładnie obdarowały go geny. Świat wariuje. Wyobraź sobie, że od kilkunastu lat piszesz skrupulatnie dziennik, w którym zapisujesz najważniejsze dla Ciebie wydarzenia z danego dnia. Następnie mija trochę czasu, a Ciebie w pewnym momencie nachodzi ciekawość do przejrzenia swoich dzienników. Czytając każdy kolejny wpis, uświadamiasz sobie, że jesteś w stanie przypomnieć sobie z każdej chwili o wiele więcej niż zapisałeś - Twoja pamięć jest niemal idealna. Ba, jesteś w stanie - za pomocą wiary - przenieść się do tamtego dnia i zmienić bieg wydarzeń. Te z kolei mają przecież wpływ na przyszłość w której właśnie się znajdujesz, bo przecież teraźniejszość jest tam, gdzie Ty byłeś jeszcze gówniarzem. Jeśli zmieniłeś historię, która miała znaczący wpływ na Twoją późniejszą egzystencję, budzisz się w zupełnie innym, alternatywnym świecie, który istnieje dzięki wydarzeniom, których bieg zmieniłeś kilka minut temu, a które miejsce miały lata wstecz. Jeśli trafiłeś, czytając swoje zapiski, na chwilę która w żadnym stopniu nie wpłynęła na Twoje późniejsze życie, po prostu budzisz się w miejscu, w którym byłeś przed chwilą i nie zmienia się zupełnie nic - majstersztyk.



     Jak na dobry film przystało, musi znaleźć się w nim też ktoś, kto nas rozbawi. W tym przypadku jest to Thumper - współlokator Evana, z którym mieszka w akademiku. Pomijam fakt, że ten ich pokój jest naprawdę odjechany i nie wygląda choćby w najmniejszym stopniu jak te, które ja znam z własnego doświadczenia. Thumper to gość, który samym wyglądem budzi oburzenie i niejaki respekt. Niemniej to facet, który niemal w każdej scenie bzyka jakąś laskę - o, ironio! - majstersztyk.





    Ostatnia rzecz, o której chciałbym tu wspomnieć, to zakończenie filmu. Oczywiście nie będę spojlerował. Przede wszystkim chciałem zwrócić uwagę na to, że przez cały czas, kiedy patrzymy w ekran, nie jesteśmy pewni, co stanie się za chwilę, a co dopiero myśleć o tym, jak zakończy się film. Tam dzieje się tak dużo i tak szybko, że rozmyślanie o zakończeniu, po prostu zepsułoby całą przyjemność czerpaną z oglądania tej produkcji. Co sprawiło, że ja ten film stawiam w swoim prywatnym TOP3? Na pewno wizja kontrolowania teraźniejszości po przez przyszłość, możliwość sprawdzenia jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy w przeszłości podjęli inne decyzje. Dodatkowo gra aktorów o czym wspominałem wcześniej. Jak dla mnie - majstersztyk. 

    Wszystkich tych, którzy dotrwają do końca tego bloga i nie oglądali Efektu Motyla, gorąco zachęcam do spędzenia dwóch godzin przed ekranem - nie będziecie zawiedzeni, jeśli lubicie tak mocno psychologiczne filmy, które na każdym kroku zmuszają do pobudzenia naszej wyobraźni. 

      Wiem też, że są kolejne części tego filmu i tu kieruję pytanie do tych, którzy oglądali - warto obejrzeć? Czekam na informacje. ;)

Do przeczytania!

PS.

Tak jak obiecałem, jutro wrzucę tu fragment książki z okazji mikołajek. ;)

wtorek, 2 grudnia 2014

Pozwól mi pisać...

     Wyobrażam sobie moment, kiedy stoję na najwyższym budynku świata - nade mną jest tylko niebo, pode mną jest wszystko inne. Są ludzie, budynki, ulice, samochody, zwierzęta, kwiaty, drzewa, jeziora, oceany... Jestem Bogiem? Nie, daleko mi do niego, nigdy mu nie dorównam, nikt mu nie dorówna, choćby poleciał wyżej niż gwiazdy. Ale jednak jest lepiej. Nadchodzi moment decyzji, trudnej decyzji, ale czy jest inne wyjście? Robię krok, następuje chwila zawahania, robię kolejny. Czuję, że pod palcami nie mam już nic, tylko wolna przestrzeń, tak niewiele dzieli mnie od wolności, tak niewiele brakuje mi by uciec od tego wszystkiego. Skaczę! W ciągu ułamka sekundy całe moje życie przelatuje mi przed oczami: osoby które kocham, miejsca które uwielbiam, wspomnienia, które nigdy nie odejdą. Na końcu Ty, jesteś ostatnią osobą, którą widzę. Zapamiętam Cię, gdy już pochłonie mnie ziemia, gdy przekroczę bramy piekła, będę pamiętał. Sekundy szepczą do ucha ostatnią zwrotkę życia. Nie mogę cofnąć czasu, nie mogę zawrócić, lecz nie żałuję. Jestem wolny, jestem bogiem. W głowie burza, wiem, że za chwilę otuli mnie cisza. Ona będzie teraz moim przyjacielem, moją pamięcią, moim umysłem. Serce zachłyśnie się smutkiem, zatrzyma się w miejscu po wykonaniu miliona uderzeń na sekundę. Nie ma już nic, tylko ta ściana zamazana bólem -tą ścianą jest grunt. Za moment przywita się ze mną z siłą jakiej nigdy nie spotkałem. Wiem, że jej nie pokonam, lecz wcale się nie boję. Kości kruszą się jak kryształ, miliardy odłamków. A dusza? Ona nigdy nie umiera, moja będzie odpoczywać na wieki. Umieram.
                


A te zdjęcie mojej znajomej ma coś w sobie i dlatego dodaję - ot tak!


     Bycie martwym nie jest straszne, nie jest też bolesne. Szybka śmierć nie sprawia nam bólu, Nie uroniłem ani jednej łzy. Strach odszedł w niepamięć. Zakamarki wspomnień wciąż pozostają zapełnione. Uczucie pustki? Przecież jej nie ma, nie mam rozumu, nie mam serca, jestem tylko małym płomieniem krążącym po ulicach wielkiego świata. Ku mojemu zdziwieniu pozostały marzenia, a dokładniej, jedno marzenie. Nie pamiętam momentu uderzenia, kiedy roztrzaskałem się o betonowy chodnik, pokryty śladami ludzkich stóp. Zapewne wokół mojego ciała zebrał się tłum gapiów, wezwali pogotowie, lecz przecież było za późno. To był ułamek sekundy. Moje życie nie było warte wzroku tych ludzi. A kiedyś? Dawniej mogłem patrzeć im prosto w oczy, mogłem śmiać się z ich głupich min, gdy mijali mnie na ulicy. Dziesięć sekund temu nie spojrzałbym nawet na ich buty, byłoby mi wstyd. Oni nie mają pojęcia czego dokonałem, nie znali mnie. Mimo tego, czułem się mentalnie pogrzebany, już wtedy byłem trupem. Oczy miałem przesiąknięte bólem, gdy w dłoni trzymałem niebieski sznurek. Zrezygnowałem. Zbyt banalna śmierć, jak na kogoś, kto dotykał gwiazd, kto tańczył razem z liśćmi na wietrze. Skok to było coś. Jestem z siebie dumny. Przecież nie codziennie ma się w sobie tyle odwagi by zrzucić swoje ciało z osiemdziesiątego piętra. Umieram.
                
     Pozostało tylko jedno marzenie. Nie wiem gdzie podziała się reszta. Może została wchłonięta do serca Ziemi? Może zmieniły miejsce zamieszkania? Nie widzę ich, nie czuję, nie słyszę. Może to właśnie te marzenie było najsilniejsze i przetrwało? Nie znajdę odpowiedzi na te pytanie, przynajmniej nie dziś. W chwili gdy już nic nie mogę zmienić, marzę o tym by zostać zapamiętanym. Chcę by wymazano złe wspomnienia z Twojej pamięci, a żeby te dobre wypełniły ją całą. Chcę abyś wybaczyła mi ten ostatni raz. Skoro nie mogę wrócić, niech chociaż zostaną po mnie zapisane kartki. W pamiętniku życia stworzyłem ostatnią stronę. Nie mogę już niczego poprawić, nie mogę dopisać choćby słowa. Tak miało być. Atrament w moim piórze wyczerpał się doszczętnie, nie została choćby kropla. Nie zdążyłem Ci podziękować, przepraszam. Dziś znam odpowiedź na pytanie, czy byłem złym człowiekiem. Gdybym nie był tylko płomieniem, płakałbym teraz jak niemowlę. Zamknąłem bramę do szczęścia, zgasiłem latanie przy drodze. W ciemności najgłośniej słychać łzy, najmocniej odczuwa się strach. Gdybym mógł stanąć przed Tobą, wypowiedziałbym dwa słowa. Nie zrobię tego, nie mogę, jestem tylko płomieniem. Z prawej strony mur, za mną i przede mną droga, a z lewej karuzela. Wraz ze mną zatrzymała się, już nigdy nie będzie cieszyć. Toczyłem walkę, lecz ją przegrałem. Teraz już wiedzą co zrobiłem, widzą jakiej zbrodni dokonałem. Wcale nie cieszy ich to, że stchórzyłem. Mimo tego nie widzę w ich oczach współczucia, przecież wcale go nie potrzebuję! Zaczynam gasnąć, a przecież jeszcze przed chwilą byłem małym płomieniem. Przepraszam i dziękuję. Umarłem.


"... bo poligamia ze swoich suk nie czyni jeńców..."

     Dym rozrywa moją krtań jak wygłodniały lew swoją zdobycz. Aksamit, który zabija. Co z tego? Tak ma właśnie być. Po raz kolejny odpływam w inny świat. Moje własne, małe niebo. Nikt mi go teraz nie odbierze. Pośród tysięcy dusz, które mijają mnie na ulicy. Pod gwiazdami, nad piekłem. Który to już raz? Nie boję się jutra – boję się tego, co stanie się za ułamek sekundy. Walczę, bo tak nakazuje życie. Rozkaz od najpotężniejszego władcy tego brudnego świata. Gdzie jestem? Zastanawiam się przez chwilę, drążąc swoją pamięć jak rzeźbiarz. Jestem artystą – sam tworzę arcydzieło z własnej duszy. Moja osobowość jest labiryntem, który przejść mogą tylko wytrwali. Chcesz spróbować? Chodź, pokażę Ci wejście. Wyjście musisz znaleźć sam. Postaraj się, wytęż wszystkie zmysły. Potrzebujesz tylko ułamka sekundy, by znaleźć drogę. Jeszcze trochę, tylko chwila. Jesteś? Chyba gdzieś się zgubiłeś, wędrowcu. Krzyczysz w moich myślach, rozrywasz na strzępy spokojne sny. Potłuczone marzenia, zdeptana tożsamość. W drobny mak przeistacza się to, co niegdyś było twardsze od marmuru. Zgubiłeś diament szlifowany przez cały ten czas. Uspokój się, weź głęboki oddech. Jestem tutaj znowu. Postradałem zmysły, chcąc znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Przecież nie jestem sam. Gdzieś tam jesteś Ty. Rozdzieram wspomnienia. Odprawiam pogrzeb tego koszmarnego bólu. Znika w chwili, gdy znowu mam Cię, chociaż w myślach. Nie płacz, kochana. Nie jest to najlepszy czas na to, by kryształy spływały po twoich policzkach. Wtul się w muzykę, która podświadomie gra w twojej głowie. Czujesz to? Zapach zwycięstwa rozbija się o przedmioty stojące obok Ciebie. Musisz tylko wyciągnąć rękę ku górze w geście triumfu. Spróbuj, przecież to nie jest takie trudne. Weź głęboki oddech, zamknij oczy i pomyśl o tym, jak jest dobrze. Przegoń strach, zabij go orężem stworzonym z silnej wiary. Nic nie może zabrać ci szczęścia, które sama zdobyłaś. Ja jestem cierpliwy, mogę czekać na ciebie latami. Blask w oku, uśmiech zrodzony ze słońca. Możesz być kim tylko chcesz. Potrzaskanego szkła nie skleisz idealnie, ale możesz wytopić z niego coś nowego. Stwórzmy coś ze wspomnień. O trzeciej w nocy nic nie jest normalne, nawet ty. Podejdź, a ja zabiję wszystko to, co chce zabić Ciebie. Będę twoim rycerzem, będę cię strzegł. Nie lękaj się świata, on jest wspaniały. Tylko ludzie go niszczą i kreują na zabójczego potwora. Nimi się nie przejmuj, ja stworzę niewidzialną barierę. Nikt cię nie skrzywdzi, nie pozwolę na to. Każdego dnia będę patrzył jak śpisz, jak jesz, jak się uśmiechasz. Pozwól mi, a jutro będzie nasze. Drugi wdech i znów to samo uczucie. Dym jak wąż prześlizguje się do płuc. Cykl się powtarza, jak rozkład jazdy pociągów – każdego dnia taki sam. Mimo tego, czuję się dobrze. W ułamku sekundy tysiące refleksji, miliony pytań bez odpowiedzi. Szukam ich bezskutecznie. Co się ze mną dzieje? Kiedyś najlepszy zabójca, dzisiaj bezbronna owieczka. Kiedyś znowu będę silny. Kiedyś? Za chwilę, tylko mi na to pozwól. Bądź obok, trzymaj mnie za rękę, kiedy drugą będę taranował nam drogę do raju. Idź tym samym krokiem, co ja. Nie wyprzedzaj mnie, ani nie zwalniaj tempa. Samemu do celu dotrzesz szybciej. Z osobą, którą kochasz, zajdziesz o wiele dalej. Spróbuj i powiedz, czy mam rację. Niewiele, a jednak. Jutro będzie nasze, wiem. Serce rozbite na kawałki odrodzi się jak Feniks z popiołów. Nabierze siły takiej, z jaką nie miał jeszcze nikt do czynienia. Wszystko to może stać się dzięki tobie, tylko mi pozwól. Kiedy staniemy nad przepaścią, uczucia stworzą nam skrzydła, byśmy odlecieli w najdalsze przestworza. Nie zabiję cię miłością tylko jej brakiem. Widzisz? Tam jest nasze miejsce. Niedaleko, chociaż to najbardziej oddalony punkt na mapie. Razem wszystko jest lepsze, razem. Skończyłem palić papierosa.

Do przeczytania!
Patryk