Wyobrażam
sobie moment, kiedy stoję na najwyższym budynku świata - nade mną jest tylko
niebo, pode mną jest wszystko inne. Są ludzie, budynki, ulice, samochody,
zwierzęta, kwiaty, drzewa, jeziora, oceany... Jestem Bogiem? Nie, daleko mi do
niego, nigdy mu nie dorównam, nikt mu nie dorówna, choćby poleciał wyżej niż
gwiazdy. Ale jednak jest lepiej. Nadchodzi moment decyzji, trudnej decyzji, ale
czy jest inne wyjście? Robię krok, następuje chwila zawahania, robię kolejny.
Czuję, że pod palcami nie mam już nic, tylko wolna przestrzeń, tak niewiele
dzieli mnie od wolności, tak niewiele brakuje mi by uciec od tego wszystkiego.
Skaczę! W ciągu ułamka sekundy całe moje życie przelatuje mi przed oczami: osoby które kocham, miejsca które uwielbiam, wspomnienia, które nigdy nie
odejdą. Na końcu Ty, jesteś ostatnią osobą, którą widzę. Zapamiętam Cię, gdy
już pochłonie mnie ziemia, gdy przekroczę bramy piekła, będę pamiętał. Sekundy
szepczą do ucha ostatnią zwrotkę życia. Nie mogę cofnąć czasu, nie mogę
zawrócić, lecz nie żałuję. Jestem wolny, jestem bogiem. W głowie burza, wiem,
że za chwilę otuli mnie cisza. Ona będzie teraz moim przyjacielem, moją
pamięcią, moim umysłem. Serce zachłyśnie się smutkiem, zatrzyma się w miejscu po wykonaniu miliona uderzeń na sekundę. Nie ma już nic, tylko ta ściana
zamazana bólem -tą ścianą jest grunt. Za moment przywita się ze mną z siłą
jakiej nigdy nie spotkałem. Wiem, że jej nie pokonam, lecz wcale się nie
boję. Kości kruszą się jak kryształ, miliardy odłamków. A dusza? Ona nigdy nie
umiera, moja będzie odpoczywać na wieki. Umieram.
A te zdjęcie mojej znajomej ma coś w sobie i dlatego dodaję - ot tak!
Bycie
martwym nie jest straszne, nie jest też bolesne. Szybka śmierć nie sprawia nam
bólu, Nie uroniłem ani jednej łzy. Strach odszedł w niepamięć. Zakamarki
wspomnień wciąż pozostają zapełnione. Uczucie pustki? Przecież jej nie ma, nie
mam rozumu, nie mam serca, jestem tylko małym płomieniem krążącym po ulicach
wielkiego świata. Ku mojemu zdziwieniu pozostały marzenia, a dokładniej, jedno
marzenie. Nie pamiętam momentu uderzenia, kiedy roztrzaskałem się o betonowy
chodnik, pokryty śladami ludzkich stóp. Zapewne wokół mojego ciała zebrał się
tłum gapiów, wezwali pogotowie, lecz przecież było za późno. To był ułamek
sekundy. Moje życie nie było warte wzroku tych ludzi. A kiedyś? Dawniej mogłem patrzeć
im prosto w oczy, mogłem śmiać się z ich głupich min, gdy mijali mnie na ulicy.
Dziesięć sekund temu nie spojrzałbym nawet na ich buty, byłoby mi wstyd. Oni
nie mają pojęcia czego dokonałem, nie znali mnie. Mimo tego, czułem się
mentalnie pogrzebany, już wtedy byłem trupem. Oczy miałem przesiąknięte bólem,
gdy w dłoni trzymałem niebieski sznurek. Zrezygnowałem. Zbyt banalna śmierć,
jak na kogoś, kto dotykał gwiazd, kto tańczył razem z liśćmi na wietrze. Skok to było coś. Jestem z siebie dumny. Przecież nie codziennie ma się w sobie tyle
odwagi by zrzucić swoje ciało z osiemdziesiątego piętra. Umieram.
Pozostało
tylko jedno marzenie. Nie wiem gdzie podziała się reszta. Może została
wchłonięta do serca Ziemi? Może zmieniły miejsce zamieszkania? Nie widzę ich,
nie czuję, nie słyszę. Może to właśnie te marzenie było najsilniejsze i
przetrwało? Nie znajdę odpowiedzi na te pytanie, przynajmniej nie dziś. W chwili
gdy już nic nie mogę zmienić, marzę o tym by zostać zapamiętanym. Chcę by
wymazano złe wspomnienia z Twojej pamięci, a żeby te dobre wypełniły ją całą.
Chcę abyś wybaczyła mi ten ostatni raz. Skoro nie mogę wrócić, niech chociaż
zostaną po mnie zapisane kartki. W pamiętniku życia stworzyłem ostatnią stronę.
Nie mogę już niczego poprawić, nie mogę dopisać choćby słowa. Tak miało być.
Atrament w moim piórze wyczerpał się doszczętnie, nie została choćby kropla.
Nie zdążyłem Ci podziękować, przepraszam. Dziś znam odpowiedź na pytanie, czy
byłem złym człowiekiem. Gdybym nie był tylko
płomieniem, płakałbym teraz jak niemowlę. Zamknąłem bramę do szczęścia,
zgasiłem latanie przy drodze. W ciemności najgłośniej słychać łzy, najmocniej
odczuwa się strach. Gdybym mógł stanąć przed Tobą, wypowiedziałbym dwa
słowa. Nie zrobię tego, nie mogę, jestem tylko płomieniem. Z prawej strony mur,
za mną i przede mną droga, a z lewej karuzela. Wraz ze mną zatrzymała się, już
nigdy nie będzie cieszyć. Toczyłem walkę, lecz ją przegrałem. Teraz już wiedzą
co zrobiłem, widzą jakiej zbrodni dokonałem. Wcale nie cieszy ich to, że
stchórzyłem. Mimo tego nie widzę w ich oczach współczucia, przecież wcale go nie
potrzebuję! Zaczynam gasnąć, a przecież jeszcze przed chwilą byłem małym
płomieniem. Przepraszam i dziękuję. Umarłem.
"... bo poligamia ze swoich suk nie czyni jeńców..."
Dym rozrywa moją krtań jak
wygłodniały lew swoją zdobycz. Aksamit, który zabija. Co z tego? Tak ma właśnie
być. Po raz kolejny odpływam w inny świat. Moje własne, małe niebo. Nikt mi go
teraz nie odbierze. Pośród tysięcy dusz, które mijają mnie na ulicy. Pod
gwiazdami, nad piekłem. Który to już raz? Nie boję się jutra – boję się tego,
co stanie się za ułamek sekundy. Walczę, bo tak nakazuje życie. Rozkaz od
najpotężniejszego władcy tego brudnego świata. Gdzie jestem? Zastanawiam się
przez chwilę, drążąc swoją pamięć jak rzeźbiarz. Jestem artystą – sam tworzę
arcydzieło z własnej duszy. Moja osobowość jest labiryntem, który przejść mogą
tylko wytrwali. Chcesz spróbować? Chodź, pokażę Ci wejście. Wyjście musisz
znaleźć sam. Postaraj się, wytęż wszystkie zmysły. Potrzebujesz tylko ułamka
sekundy, by znaleźć drogę. Jeszcze trochę, tylko chwila. Jesteś? Chyba gdzieś
się zgubiłeś, wędrowcu. Krzyczysz w moich myślach, rozrywasz na strzępy spokojne
sny. Potłuczone marzenia, zdeptana tożsamość. W drobny mak przeistacza się to,
co niegdyś było twardsze od marmuru. Zgubiłeś diament szlifowany przez cały ten
czas. Uspokój się, weź głęboki oddech. Jestem tutaj znowu. Postradałem zmysły,
chcąc znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Przecież nie jestem sam. Gdzieś tam jesteś
Ty. Rozdzieram wspomnienia. Odprawiam pogrzeb tego koszmarnego bólu. Znika w
chwili, gdy znowu mam Cię, chociaż w myślach. Nie płacz, kochana. Nie jest to
najlepszy czas na to, by kryształy spływały po twoich policzkach. Wtul się w
muzykę, która podświadomie gra w twojej głowie. Czujesz to? Zapach zwycięstwa
rozbija się o przedmioty stojące obok Ciebie. Musisz tylko wyciągnąć rękę ku
górze w geście triumfu. Spróbuj, przecież to nie jest takie trudne. Weź głęboki
oddech, zamknij oczy i pomyśl o tym, jak jest dobrze. Przegoń strach, zabij go
orężem stworzonym z silnej wiary. Nic nie może zabrać ci szczęścia, które sama
zdobyłaś. Ja jestem cierpliwy, mogę czekać na ciebie latami. Blask w oku, uśmiech
zrodzony ze słońca. Możesz być kim tylko chcesz. Potrzaskanego szkła nie
skleisz idealnie, ale możesz wytopić z niego coś nowego. Stwórzmy coś ze
wspomnień. O trzeciej w nocy nic nie jest normalne, nawet ty. Podejdź, a ja
zabiję wszystko to, co chce zabić Ciebie. Będę twoim rycerzem, będę cię
strzegł. Nie lękaj się świata, on jest wspaniały. Tylko ludzie go niszczą i
kreują na zabójczego potwora. Nimi się nie przejmuj, ja stworzę niewidzialną
barierę. Nikt cię nie skrzywdzi, nie pozwolę na to. Każdego dnia będę patrzył
jak śpisz, jak jesz, jak się uśmiechasz. Pozwól mi, a jutro będzie nasze. Drugi
wdech i znów to samo uczucie. Dym jak wąż prześlizguje się do płuc. Cykl się
powtarza, jak rozkład jazdy pociągów – każdego dnia taki sam. Mimo tego, czuję
się dobrze. W ułamku sekundy tysiące refleksji, miliony pytań bez odpowiedzi.
Szukam ich bezskutecznie. Co się ze mną dzieje? Kiedyś najlepszy zabójca,
dzisiaj bezbronna owieczka. Kiedyś znowu będę silny. Kiedyś? Za chwilę, tylko
mi na to pozwól. Bądź obok, trzymaj mnie za rękę, kiedy drugą będę taranował
nam drogę do raju. Idź tym samym krokiem, co ja. Nie wyprzedzaj mnie, ani nie
zwalniaj tempa. Samemu do celu dotrzesz szybciej. Z osobą, którą kochasz,
zajdziesz o wiele dalej. Spróbuj i powiedz, czy mam rację. Niewiele, a jednak.
Jutro będzie nasze, wiem. Serce rozbite na kawałki odrodzi się jak Feniks z
popiołów. Nabierze siły takiej, z jaką nie miał jeszcze nikt do czynienia.
Wszystko to może stać się dzięki tobie, tylko mi pozwól. Kiedy staniemy nad
przepaścią, uczucia stworzą nam skrzydła, byśmy odlecieli w najdalsze
przestworza. Nie zabiję cię miłością tylko jej brakiem. Widzisz? Tam jest nasze
miejsce. Niedaleko, chociaż to najbardziej oddalony punkt na mapie. Razem
wszystko jest lepsze, razem. Skończyłem palić papierosa.
Do przeczytania!
Patryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz