sobota, 15 listopada 2014

Bezinteresowność...

    Zwierzęta to istoty, które kochają zawsze bezinteresownie, a jeśli już to zrobią, są przyjaciółmi na całe życie. Ja jestem tym typem człowieka, który nie przepada za kotami, a ponad wszystko ubóstwia psy. W dzisiejszym blogu poznacie Orso - psiaka, który kilka tygodni temu stał się moją największą miłością. Zapraszam do lektury ;)



     W moim rodzinnym domu od zawsze były obecne zwierzęta. Kiedy byłem małym chłopcem miałem psa i królika. Oprócz tego miałem też kilka chomików. To właśnie chyba przez to, że rodzice pozwalali nam na zwierzęta, dzisiaj mam w sobie coś, co sprawia, że czuję silną potrzebę posiadania zwierzaka. 

     Po przeprowadzce do Osowca - wioski w której się wychowałem - przygarnęliśmy kundelka. Był to pies średnich rozmiarów, którego wyróżniało to, że kiedy postawił uszy wyglądał jak nietoperz z czterema nogami. Był z nami kilkanaście miesięcy. Ogólnie był to pies, który miał dużo swobody, bo po prostu był wypuszczany na podwórko i rzadko wyprowadzaliśmy go na smyczy. Pewnego dnia zniknął i nigdy już nie wrócił. Kilka lat później za sprawą mojego młodszego brata kupiliśmy Labradora. Los tak chciał, że akurat w momencie, kiedy wzięliśmy ją do siebie ja byłem po operacji i całe dnie spędzałem z nią w domu. Zakochałem się w tym psie i dzięki niej poznałem, co znaczy przyjaźń między psem a człowiekiem. Rozmawiałem z nią, wychodziłem na kilkugodzinne spacery w środku nocy. Nela miała dwie własne zasady:

* kiedy Patryk budził się rano, potrzebowała minimum 10 minut na pieszczoty -wystarczyło, żebym tylko podniósł głowę z poduszki, a ta od razu wskakiwała na łóżko domagając się głaskania.

* kiedy Patryk spał i przypadkiem "zwolnił" poduszkę / kołdrę ta bez pytania przywłaszczała je sobie, uciekając z nimi w różne miejsca mieszkania


NELA


     Kiedy wyprowadziłem się z domu chyba największym problemem było dla mnie to, że nie miałem psa. Samotne spacery w środku nocy nie były już takie same i kiedy jechałem do domu zawsze starałem się jak najwięcej czasu spędzić z Nelą. Niestety, moja mama zmuszona była oddać ją ze względu na to, że nikt nie mógł poświęcić jej tyle czasu ile potrzebowała. Wtedy mieszkałem w akademiku i powiedziałem sobie, że jak tylko przeprowadzę się do swojego mieszkania to adoptuję psa - tak też zrobiłem.




     Niecałe trzy miesiące temu wynająłem mieszkanie. Kiedy już ogarnąłem wszystkie kwestie związane z przeprowadzką i przyzwyczaiłem się do nowego miejsca, zacząłem szukać psa. Miałem adoptować suczkę Labradora z fundacji jednak otrzymałem telefon, że znaleźli dla niej lepszy dom niż moje małe mieszkanie. Tego samego dnia pojechałem do schroniska i na nowo poczułem jak to jest zakochać się w czworonożnym kumplu. Jadąc do naszego schroniska w Opolu wiedziałem jakiego psa szukam - chciałem dużego, starszego czworonoga i znalazłem. Orso to ośmioletni mieszaniec Owczarka Niemieckiego z Husky. Ponad dwa lata temu wolontariuszka schroniska zauważyła go błąkającego się pod śmietnikami na jednym z opolskich osiedli. Pies był zagubiony, chudy i chory. Na szczęście personel schroniska dał mu szansę i nie został uśpiony. W ciągu dwóch lat Orso przybrał na wadze, wyzdrowiał i na nowo zaufał ludziom. 

     Od ponad miesiąca Orso mieszka ze mną i czasami mam wrażenie, że przeżywa jeszcze raz swoje życie - tak na nowo. Moi znajomi mówili mi, żebym wziął psa ze schroniska, bo takie zwierzęta zawsze okazują swoją wdzięczność. Nie do końca w to wierzyłem, ale postanowiłem, że spróbuję. Dzisiaj wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Orso to przede wszystkim pies, który jest bardzo dobrze ułożony i pomimo swojego wieku bardzo szybko się uczy. Bez problemu przychodzi na zawołanie nawet wtedy, kiedy rozpraszają go np. inni ludzie. Wykonuje wszystkie niezbędne komendy, które ułatwiają nam współpracę - siad / na miejsce / noga itp. Moi znajomi mieli też rację co do okazywania wdzięczności - ten pies nie opuszcza mnie niemal na krok: gotuje ze mną, sprząta mieszkanie, ogląda mecze, gra na kompie i nawet chodzi ze mną do łazienki (to akurat jest średnia opcja). Orso ewidentnie potrzebuje miłości i śmiało można nazwać go wielką, żywą przytulanką. Wystarczy jedno słowo a już wtula się i cieszy tak, że czasami mam wrażenie, że zaraz odpadnie mu ogon - to chyba wynika z tego, że przez dwa lata (może więcej) nie poświęcano mu tyle uwagi, ile by potrzebował. Jednym zdaniem - to mój nowy przyjaciel, za którego już teraz dałbym się pociąć.

    


     Kiedy zdecydowałem się na psa bałem się tylko tego, że po powrocie z pracy moje mieszkanie będzie zdemolowane. Na szczęście moje obawy szybko zostały rozwiane. Gdy otwieram drzwi do mieszkania w progu wita mnie szczęśliwy, ogromny zwierzak, który przez poprzednie dziewięć godzin grzecznie spał. Niektórzy powiedzą, że to męczące dla psa, kiedy zostaje sam na tak długo - ja się z tym nie zgodzę. Właśnie dlatego, że pracuję i spędzam sporo czasu poza domem, chciałem adoptować dorosłego psa, a nie kupować szczeniaka. Dodatkowo psy ze schroniska (a tym bardziej te, które tak jak Orso były tam bardzo długo), przyzwyczajone są do tego, że zostają same. W schronisku mieszkają w małych kojcach - mój pies ma do dyspozycji całe mieszkanie. Może wybrać sobie, czy chce spać w swoim legowisku, w kuchni na kafelkach, czy np. w pokoju na panelach. Ma miejsce do tego, by wziąć swoją zabawkę i się pobawić. Poza tym, dorosłe psy są zdecydowanie spokojniejsze niż szczeniaki, a mój Orso to już w ogóle oaza spokoju. Kiedyś z ciekawości, co robi mój pies, kiedy nie ma mnie w domu włączyłem stream z kamerki internetowej w laptopie, którego postawiłem na meblach, widząc niemal cały pokój. Włączyłem transmisję kilka razy kiedy byłem w pracy - za każdym razem ukazywał mi się obraz mojego psa, który śpi jak zabity. Uważam, że mój pies jest ze mną szczęśliwy...



     Dużo osób pyta mnie dlaczego Orso ma takie dziwne oczy - już spieszę z wyjaśnieniem dla tych, którym to samo pytanie nasunęło się w momencie oglądania zdjęć. Orso ma wadę wzroku spowodowaną tym, że jest już staruszkiem - widzi po prostu gorzej niż zdrowe psy. Niemniej, nie przeszkadza mu to w zabawie, przy wychodzeniu na spacery itd. Czasami tylko niefortunnie uderzy się o coś, ale przez to, że jest spokojnym psem i nie wariuje, raczej nie są to bolesne uderzenia. Oprócz tego Orso jest zdrowy i mam nadzieję, że spędzę w jego towarzystwie jeszcze wiele lat.



To byłoby na tyle jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Ja zabieram się za szykowanie kolacji, a później lecimy z moim ziomeczkiem na dłuuuugi spacer. Trzymajcie się!

Patryk

1 komentarz:

  1. Czytając tę historię Orso się wzruszyłam. Serio.
    Cudowny, poczciwy psiak :)

    OdpowiedzUsuń